Temat na tego posta poddała mi jedna z komentujących bloga Dziewczyn na początku grudnia. Jak widzicie musiało upłynąć trochę czasu zanim zabrałam się za napisanie tego wpisu. Chyba wspominam to przy okazji każdego pisanego przeze mnie posta, ale tworzenie wpisów na Instagram jest dla dużo szybsze i łatwiejsze ;d Także... jeśli chcecie być ze mną na bieżąco to zapraszam właśnie tam KLIK.
Dziś jednak temat, którego nie mogłabym porządnie rozpisać na Instagramie, stąd publikacja na stronie : ) Bardzo mi się ten pomysł na posta spodobał, więc zaczynamy!
Co używałam, jakie metody stosowałam w przeszłości jeśli chodzi o pielęgnację włosów a do czego bym już nie wróciła?
1. Pierwsza kwestia to... błądzenie w tematyce hennowania. Właściwie nie błądzenie a dezinformacja jaka panowała wtedy w internecie. Na jednym z blogów, które odnalazłam (po polsku) Dziewczyna farbowała włosy mieszanką brązu zakwaszając ją cytryną. Niestety, wyszłam wtedy z założenia, że skoro henna bardzo lubi takie kwaśne środowisko, to żeby ta koloryzująca mieszanka zafarbowała jeszcze 'lepiej' potrzebuje dużooo cytryny ;p Myślałam wtedy, że lepiej zakwaszona 'da' z siebie tak dużo kondycjonującego barwnika ile mi się wtedy zamarzyło - by włosy wyglądały jak najlepiej. Proszę, doczytajcie uważnie, że to co będzie w pierwszym akapicie (... a właściwie w każdym! ;d) tego posta to kompletna bzdura i nigdy proszę tak nie róbcie.
Tak więc beztrosko i radośnie zakwaszałam mieszankę brązu, zawierającą indygo sokiem z, uwaga, nawet 6-7 cytryn. Mieszankę oczywiście odstawiałam na noc - przecież kolor musiał się rozwinąć ;p i rozwijał się - 'rudy' ;p Zalewałam dodatkowo gorącą wodą : )
Ciekawi Was efekt takiej koloryzacji?
Summa summarum, nie był aż tak tragiczny w skutkach. Kolor lepiej chwytał na włosach zafarbowanych wcześniej farbą chemiczną i skutecznie się na włosach odkładał (od połowy długości w dół). Jak widzicie do połowy długości włosy były mocniej rude, kolor na długości zaczynał już nabierać głębszych kolorów (od połowy w dół). Zaczęło się 'nadbudowywanie' koloru. Szkoda, że niestety nie chciało się nadbudować u nasady ;p
Z całą pewnością teraz zafarbowałabym włosy już poprawnie - czyli rozmieszałabym i od razu nakładała na włosy, zalała wodą o odpowiedniej temperaturze czyli taką jaką zawsze zalewam indygo czy też katam. Być może nałożyłabym jedynie na włosy różniące się od długości - chciałabym w ten sposób wyrównać kolor. Gdyby kolor po jakimś czasie się wypłukiwał - odświeżałabym go co jakiś czas, kontrolując czy za mocno nie ciemnieje.
Przede wszystkim - nie zakwaszałabym mieszanek brązu siedmioma cytrynami. Oczywiście mieszanek brązów, zważywszy na indygo, nie zakwaszamy niczym.
Efekty takiej koloryzacji możecie zobaczyć np. na zdjęciu poniżej. Efekt trochę 'przerysowany' przez lampę błyskową:
Tu natomiast nie wyglądało to tak źle jak na takie 'nieprzepisowe' hennowanie włosów ; ):Włosy były mniej-więcej takiej długości:2. Nieodpowiednie akcesoria do czesania
Czesanie się nieodpowiednimi szczotkami czy też grzebieniami trwało u mnie bardzo długo. Nie widziałam wtedy potrzeby zakupu innej szczotki niż te, które miałam w domu (bo po co skoro w domu jest COŚ do czesania?). Zwykle były to szczotki do układania włosów mojej Mamy oraz np. grzebień z rzadko rozstawionymi ząbkami (!) mojej Babci ; )
Grzebieniem rozczesywałam włosy po myciu - chociaż... bardziej pasuje stwierdzenie, że włosy po myciu wyrywałam sobie grzebieniem. Pamiętam, że kiedyś przeczytałam w internecie, że olej rycynowy jest najbardziej nabłyszczającym olejem do włosów. Mając mój ulubiony niebieski grzebień i olej rycynowy lany oczywiście prosto z buteleczki (a więc jeszcze bardziej lepki i gęsty niż olej już np. podgrzany) sumiennie przeczesywałam włosy nim pokryte właśnie tym grzebieniem ;p Czy możecie sobie wyobrazić jak to wszystko wyglądało? : )
Dużo później odkryłam, że istnieją na świecie inne szczotki niż te do układania, które przy każdym czesaniu 'blokowały' mi się we włosach. Ciężko je było wyplątać z włosów, często również włosy po prostu 'strzelały' w niektórych momentach.
Grzebień (gęsty) również blokował się jakoś 10-15 cm przed 'dociągnięciem' do końcówek włosów przez co byłam przekonana, że ta część włosów jest zniszczona i należy ją ściąć. To skutecznie uniemożliwiało mi zapuszczenie włosów, bo skoro grzebień nie wchodził gładko w tą część włosów to było równoznaczne z tym, że takiej ilości centymetrów należy się najzwyczajniej w świecie pozbyć.
W pielęgnacji włosów wtedy jeszcze mocno błądziłam, ale zanim 'dorosłam' do odpowiednich akcesoriów nieco czasu upłynęło skutecznie uniemożliwiając mi zapuszczanie.
Nawet 'wygrzebałam' dla Was właśnie tą szczotkę! Tak, dalej ją mam, ale oczywiście nie używam (chociaż modelowałam sobie na nią grzywkę, kiedy jeszcze ją miałam):
Podobnie, niestety, miałam z gumkami, które po prostu znalazłam w domu. Długo byłyby to gumki z metalowymi elementami, później już bez metalowych elementów, ale za to mało rozciągliwe, mało elastyczne.
Teraz w temacie gumek jest naprawdę sporo do polecenia, ale jednym z najsłuszniejszych dla mnie wyborów są gumki oczywiście jedwabne.
3. Dodawanie półproduktów do masek po umyciu włosów
Tak kiedyś robili wszyscy, więc i ja zaczynałam w ten sposób : ) Przez dłuższy czas praktykując dodawanie półproduktów do masek, które stosuje się po umyciu włosów. Czy to miód, żółtko czy żelatyna... (to wspominam najgorzej!) włosy po zastosowaniu półproduktów w ten sposób miały 'gorsze dni'... i to dosłownie, bo zanim nauczyłam się niwelować skutki przeproteinowania to troszkę czasu upłynęło.
Dodanie żelatyny do maski po myciu zafundowało mi szopę stulecia (wygląd 'sosny'), trudną do rozczesania a włosów było dwa razy więcej, niestety, w niepozytywnym tego słowa znaczeniu.
Jednak mimo tego napuszenia miały całkiem ładny blask, więc pomyślałam, że zrobię to nieco inaczej.
Wtedy zaczęłam aplikować wszystkie mieszanki półproduktów przed myciem (tworząc unikalnie zestawienie) na włosy naolejowane i to był właśnie strzał w dziesiątkę. Do teraz takie zabiegi kończę maskami emolientowymi i takie kombinacje zawsze się sprawdzają.
Nawet ostatnio stosując kurację proteinową od Anwen najlepiej sprawdziła mi się aplikowana po umyciu, ale przed nałożeniem odżywki emolientowej. Kuracja dodana do maski nie sprawdziła się już tak dobrze na moich włosach - to im bez wątpienia 'zostało', już bez względu na porowatość (a w końcu miałam każdą : ))
4. Co za dużo to niezdrowo - olejowanie masłami
Oczywiście wybór w moim przypadku padał na masło shea. Wtedy ubzdurałam sobie, że może masła działają jeszcze bardziej 'odżywczo' niż oleje i co tu dużo mówić, nakładałam ich naprawdę sporo na włosy (naprawdę w dużej ilości...) przeczesując włosy tym razem szczotką do modelowania z powyższego zdjęcia ;p
Im więcej tym lepiej! ;p To zostało mi po dziś dzień z tą różnicą, że moje włosy nie lubią olejowania masłami, więc już nawet nie próbuję (podobnie było z masłem mango, nieco lepiej przyjęły masło kakaowe, ale w mieszance olejowej). Mimo, że wciąż olejuję włosy 'na bogato' mając niską porowatość robię to z udziałem olejków, które łatwo z włosów się zmywają. Mojego olejku do włosów powstałego przy współpracy z Manufakturą Biały Koteł KLIK również sobie nie szczędzę - oczywiście zmywa się z włosów bez problemów.
Jaki był efekt takiego olejowania na bogato masłami? Wiecznie obciążone, niedomyte włosy, które wymagały ponownego umycia ; )
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego posta,
Ola : )
Te cytryny to chyba u kokoszki he he ,ale mimo wszystko post bardzo przydatny 😊 Ewelina
OdpowiedzUsuńwłaśnie jeszcze u kogoś innego, ale za nic nie pamiętam nazwy bloga : ( pamiętam jedynie, że to czym farbowała to był ciemny brąz, bo sama od niego zaczęłam ;D
Usuńpozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz : )
Ola : )
Super, że dodajesz nowe posty, zawsze lubiłam Cię czytać, a co blog to blog jednak :) Chociaż oczywiście na ig też obserwuję <3 Najpiękniejsze włosy, moje marzenie, ale i tak dzięki Twoim wskazówkom jest dużo lepiej (i ładniej) niż kiedyś. Pozdrawiam Cię ciepło i życzę nigdy nieustającej weny do pisania bloga i prowadzenia ig, potrzebujemy Cię :D
OdpowiedzUsuńcześć Ewa <3 dziękuję za tak przemiły komentarz <3 ;*
Usuńbędę chciała też na blogu wrócić do recenzji kosmetyków, głównie tych wartych uwagi, chociaż jak jakiś bubel mnie zbulwersuje to pewnie też o tym chętnie napiszę ;D cieszę się, że zaglądasz i dziękuję za to bardzo!!! <3
ściskam mocno i życzę wspaniałego tygodnia <3
Ola : )