Dzisiejszy wpis ma na celu wprowadzenie do tematu, który np. dla mnie jest obcy. Jestem po pierwszym użyciu, ale na pewno wprowadzę ten produkt do stałej pielęgnacji tytułem testów by przekonać się w jakiej formie okra najlepiej będzie działała na włosy. Możecie więc za jakiś czas spodziewać się posta pt. 'Okra w pielęgnacji włosów' ; )

Skąd w ogóle pomysł z okrą?


Na okrę 'natknęłam się' już dawno temu, oczywiście przeglądając posty na Instagramie. Bardzo lubię przeglądać hashtagi #cabelo oraz #cabelos, więc to było kwestią czasu, kiedy natknę się na okrę. Wśród Pięknowłosych Włosomaniaczek z Ameryki Południowej okra jest na porządku dziennym. Jak wspomniałam, okrę 'odkryłam' jakiś czas temu, jeszcze w zeszłym roku. Pamiętam, kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy - pokrojoną na kawałki i zalaną wodą. Po chwili, na filmiku Dziewczyny odcedzały okrę na sitku, a maź, która spłynęła była galaretowata i przywodziła mi na myśl glutka lnianego (okra podobnie jak glutek działa nawilżająco). Nie miałam pojęcia co to jest, więc włączyłam Instagram na komputerze i skopiowałam tekst do translatora. Po chwili już wiedziałam, że jest mi to nieznane warzywo (a pomyliłam je z papryczką!) a to dlatego, że nigdy nie widziałam jej u 'nas' w sklepach. Pewnie jest do dostania w większych miastach (sklepach z żywnością orientalną)? Wtedy dotarłam również do informacji, że Lidl 'rzucił' ją okazjonalnie.


Odpuściłam, ponieważ skoro był problem z dostępnością to pomyślałam, że poczekam na taką podobną 'okazję', która jak możecie się domyślić nie zdarzyła się (no, przynajmniej nie na mojej 'warcie' ;d).
Pomysł w mojej głowie, by przetestować okrę na włosach, zrodził się ponownie w marcu tego roku. Trafiłam jednak na fatalny czas, kiedy był problem z dostawami zważywszy na sytuację w kraju. Mimo, że zamówienie złożyłam i opłaciłam, zwrócono mi pieniądze - tak jak wspomniałam wyżej były problemy z jej dostępnością. Powiem Wam szczerze, że jak się do czegoś 'zapale' to chodzi to za mną dopóki tego nie zrobię. Potrafię się 'okrutnie' przyczepić i tak też było w tym przypadku. W tym miesiącu postanowiłam ponownie skontaktować się ze sklepem internetowym, jednym w którym znalazłam świeżą okrę : ) Napisałam. Otrzymałam pozytywną odpowiedź. Sklep miał mieć akurat dostawę świeżej okry - udało się! W te pędy złożyłam zamówienie i zostało wysłane na dzień następny. Hura!

Kiedy okra dotarła do mnie, zaczęłam na poważnie zagłębiać się w temat jak ją użyć. Na internecie oraz na Instagramie znalazłam dwa sposoby (oczywiście w 'naszym' internecie nie znalazłam nic ;(, musiałam się posiłkować innymi stronami). Mianowicie pokrojenie okry w plasterki/słupki bądź ogółem w krążki (drobno by 'wyzwolić' tym samym jak najwięcej śluzu) i jej zagotowanie oraz pokrojenie okry w drobne części i zalanie jej wodą już bez gotowania. Podrzuciłam temat mojej siostrze, która mieszkając w Grecji jakiś czas oczywiście znała okrę i wysłała mi parę sprawdzonych przepisów - na pewno skorzystam, okra to bogactwo (witamin jak K, A, B, C, minerałów i antyoksydantów, charakteryzuje ją duża zawartość błonnika) i chętnie wprowadziłabym ją do swojej diety. Nie tylko włosowej.
Dodając okrę do jedzenia celem jest by jej nie rozgotować (często też robiona jest w całości z tego co doczytałam, ale stosuje się ją również jako zagęstnik do zup oraz sosów tak na marginesie), ponieważ wytwarzany przez nią śluz nie jest super apetyczny (sprawdziłam ;d). Jeśli chodzi o zastosowanie na włosy właśnie o ten śluz nam się rozchodzi! Co ciekawe dotarłam do informacji, że Lush wykorzystał już w swoich kosmetykach śluzowatą wydzielinę - super!

Jak przygotowałam żel 'okrowy'


Jak możecie się domyślić zdecydowałam się zrobić dwie wersje, celem porównania, która będzie lepsza. Co się z tego wywiązało?

1. Opcja pierwsza. Pokrojenie okry w słupki, zalanie wodą 'na oko' (mając z tyłu głowy, że podczas gotowania przez np. 30 minut, jakaś część wody wyparuje) i gotowanie.


2. Opcja druga. Pokrojenie okry w 'krążki' i zalanie wodą. Na Instagramie widziałam, że żel pozyskiwany w ten sposób pojawiał się już po 2 godzinach (?), u mnie konsystencja wciąż była lejąca po tym czasie. Dlatego też żel 'tworzył się' przez cały wieczór i całą noc.


Spójrzcie na zdjęcia: po lewej stronie jest to żel spod niegotowanej okry, po prawej już spod gotowanej. Zauważyłam, że gotowanie tutaj ma to na celu, że można tą gęstość żelu sobie dopasować - im dłużej, tym bardziej gęsty. Dokładnie tak jak w przypadku glutka lnianego ; )


Pielęgnacja z okrą


Do przetestowania wybrałam opcję żelu spod okry gotowanej, ponieważ była bardziej 'zbita' (bardzo oślizgła/lepka/ciągnąca ;d) w sobie. Nie chciałam aby spłynęła mi z włosów. Włosy naolejowałam maską Naturalis (były po całym dniu, zawsze rozczesuję wtedy włosy pokryte olejem, by ich nie szarpać). Następnie wzięłam połowę przygotowanego żelu i wymieszałam (chociaż olej nie chciał się połączyć z żelem oczywiście idealnie) o tyle o ile z olejem z pestek truskawki (około 3 łyżki). Nałożyłam na włosy. Mieszanka fantastycznie sunie po włosach! Chyba nawet lepiej niż glutek lniany. Stały się od razu mięciutkie i cudownie błyszczące. Nałożyłam folię na włosy i trzymałam 30 minut. Po upływie tego czasu przystąpiłam na mycia szamponem EcoLab (odżywczy) jednokrotnie. Po odsączeniu włosów (ręcznik poszedł w ruch by żel nie spływał ze zbyt mokrych włosów) nałożyłam sam żel z okry.

Moje wrażenia podczas aplikacji samej okry na włosy po szamponie? Stawały się nieco bardziej miękkie, ale też nie przesadnie. Bałam się to co będzie. Bardzo nie lubię uczucia sztywności po umyciu, bo to zawsze kojarzy mi się z wyrwaną 'połową' włosów ;d
Całość trzymałam (ponownie pod folią) 40 minut, po czym spłukałam okrę z włosów. Spytacie czemu nie wymieszałam jej z maską do włosów albo nie nałożyłam jej tradycyjnie już u mnie jako pielęgnacja przed myciem (np. z miodem, większą ilością oleju).

Odpowiedź jest prosta: zależało mi aby sprawdzić na co okrę stać solo, by potem móc dopasować ją w 'odpowiednim miejscu' w pielęgnacji.
Spłukałam okrę z włosów i czułam, że jest ich odczuwalnie więcej
. Nie były zniewalająco miękkie podczas spłukiwania jak również po odwinięciu z ręcznika, ale dobrze się rozczesały. Czekałam aż wyschną 'naturalnie', ponieważ nigdzie mi się nie spieszyło. Po jakimś czasie dole partie zaczęły wysychać i przyznam szczerze, że stawały się mięciutkie, gładkie i lśniące. Dodatkowo sypkie i niestrączkujące się (co zdarza mi się nawet po użyciu samego szamponu z SLS czasami). Dodatkowo przed myciem odczuwałam lekkie pieczenie/świąd skóry głowy, który po nałożeniu żelu z okry minął. Włosy nie zostały wygładzone żadnym serum silikonowym, ponieważ jak już wspomniałam wyżej chciałam sprawdzić okrę bez 'wspomagaczy' - przynajmniej na razie : )

Postanowiłam nagrać filmik, który wrzuciłam na Instagram. Oddaje dużo lepiej stan włosów po użyciu żelu z okry niż zdjęcia (KLIK). Zobaczcie jak one 'śmiesznie' się poruszają - jeszcze nigdy nie widziałam na moich włosach podobnego efektu... (oczywiście pozytywnie!).

Po użyciu mogę zdradzić Wam, że mam wrażenie, że dodatek żelu z okry były wprost genialny do henny i innych ziołowych mieszanek co oczywiście przetestuję, ponieważ okra jest teraz 'na tapecie' ; ) Myślę, że świetnie robiłby nie tylko na konsystencję, ale uważam również, że niwelowałby suchość po ziołach.

Jak zamierzam przetestować okrę na dniach? Z całą pewnością jako dodatek do maski po myciu włosów (myślę, że da zniewalający efekt a jeśli będzie stawiać opór w kwestii wymieszania z maską to najpierw na włosy nałożę żel a później maskę), wrzucę ją również jako pielęgnację przed szamponem (czyli podobnie jak w tym przypadku). Ja działaniem okry jestem zachwycona i możecie mi wierzyć, że po tylu latach Włosomaniactwa ciężko mnie zaskoczyć a okra to zrobiła! : )

Dajcie znać czy używałyście już może żelu z okry : )

2 komentarze:

  1. Dlaczego link do twojego insta nie działa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziwne, bo odpaliłam z dwóch przeglądarek i działa mi na każdej :<<

      Usuń